Trzeba mieć marzenia
Wywiad rozpoczyna się od tezy, że wszyscy wiedzą lub podejrzewają, że „to się nie spina”, a mimo to przymykają na to oko. Chodzi oczywiście o „transformację energetyczną”, jej przyspieszenie i dociskanie gazu w sprawach celów klimatycznych. Jednak co innego rzeczywistość dzisiaj, a co innego rzeczywistość za 10 czy 20 lat. Możliwe, że dziś się coś nie spina, ale od tego jesteśmy, aby zrobić wszystko na rzecz spięcia tego za 10 lat. Bo trzeba mieć marzenia i w takim etosie żyje Europa. Marzenia są silniejsze od ograniczeń i między innymi o tym mówiła Monika Morawiecka w prezentacji na naszej konferencji „Energia dla niezależności 2050”.
Od celów do działań, a nie odwrotnie. Wygląda na to, że powiedzenie „mierz siły na zamiary” to dziś przeszłość. Zwłaszcza, że dotychczasowa polityka klimatyczna Unii Europejskiej pokazała, że marzenia się spełniają. W 2008 roku 20% odnawialnych źródeł energii w Europie też wydawało się wielu nierealne, dlatego m.in. polska wywalczyła dla siebie cel tylko 15%. Tymczasem w Europie osiągnięto 22% OZE na rok 2020. A w Polsce ponad 16%. A przecież wiadomo, że nie wszyscy się po równo starali, w tym Francja czy Bułgaria, które swojego krajowego celu nie osiągnęły.
Marzenia kosztują, ale czy to tak wiele?
Jednak najważniejsza teza wywiadu jest taka, że transformacja będzie kosztować i że to źle. Wydatki, wydatki, wydatki. Panie Pawle – wszyscy o tym wiemy. Czy entuzjaści, czy przeciwnicy wszyscy liczymy się z kosztami i nie ma w tym nic strasznego. Co najwyżej są różnice w wielkości tych kosztów. Jednak jak pokazała prezentacja Macieja Bukowskiego podczas konferencji „Energia dla niezależności 2050” koszty te, niezależnie od tego kto je liczy – będą znośne. Według WISE-Europa aktualne analizy, w większości zamówione przez agencje rządowe, podają przedział kosztów od 0,85% do 1,79% PKB Polski. Jeśli PKB jest miarą budżetu gospodarki, to wydanie z niego 2% rocznie na transformację energetyczną to jak kropla w morzu.
Zwłaszcza, że nie wydanie dziś tych 2%, może w przyszłości skutkować o wiele większymi wydatkami nie związanymi z rozwojem i wzrostem PKB, ale z likwidacją autentycznych szkód gospodarczych. Dziś w Polsce straty związane z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi to średnio 0,5% PKB rocznie – 9 mld zł, ale w wyniku zmian klimatu kwota ta wzrośnie. Dziś w Polsce wielokrotnie więcej jednak kosztują nas szkody na zdrowiu związane z brudnym powietrzem, które wynoszą nawet 100 mld zł rocznie, ok. 5% PKB. Od brudnego powietrza także na transformacja energetyczna uratuje. Już w 2006 roku Raport Sterna pokazał, że 1 złotówka wydana dziś na transformację niskoemisyjną uratuje od 5 do 20 złotych w przyszłości na likwidację szkód wywołanych zmianą klimatu.
Wady i samo zło
Koszty zaniechania działań klimatycznych, bo właśnie o takich mówi Raport Sterna, jak na razie też dla wielu ekspertów są nieznane i w wielu dyskusjach są pomijane. W wywiadzie natomiast mowa o tym, że koszty, wady i złe efekty transformacji są pomijane. Weźmy takie twierdzenie, że nie wymyślono systemu, w którym by PKB rosło i emisje gazów cieplarnianych spadały, a przynajmniej nie spadały. A jak było przed 1750 rokiem? Niestety ja to widzę odwrotnie, koszty, wady i złe efekty transformacji są w wielu miejscach pokazywane, a nawet przywiązuje się do nich zbyt wielką wagę.
Przecież wielkim kosztem, wadą i złym efektem transformacji może być utrata miejsc pracy w wielu gałęziach gospodarki, np. górnictwie i przetwórstwie węgla, ropy naftowej czy gazu ziemnego. Rolę tego kosztu dostrzeżono tworząc europejski Fundusz Sprawiedliwej Transformacji. Przecież wielkim złym efektem transformacji może być, przynajmniej przejściowy, wzrost kosztów energii. To, dlatego mówi się o ubóstwie energetycznym, dla którego stworzono obserwatorium ogólnoeuropejskie. Wielkim złym efektem może być także zastawienie całego krajobrazu wiatrakami. Akurat w Polsce dostrzeżono ten problem, wyolbrzymiono i całkowicie wstrzymano rozwój energetyki wiatrowej, choć miała ona także wielu swoich zwolenników.
Czy hamować?
Wywiad kończy się stwierdzeniem, że Polska musi hamować te wszystkie proklimatyczne zapędy Unii Europejskiej. Naprawdę dziwne to stwierdzenie w kraju, gdzie po 24 lutego okazało się, że paliwa kopalne w większości pochodziły z importu z najgorszej tyranii na świecie a wskutek wzrostu ich cen dostaliśmy w prezencie importowaną inflację.
Jedno jest pewne, warto przejmować się niskoemisyjną przyszłością.