Ten artykuł ewidentnie poświęcę chwaleniu się, bo od kiedy zacząłem profesjonalną działalność pozarządową minęło już grubo 18 lat. To 18 lat niewdzięcznej pracy, za którą nader często dostaje się publiczne cięgi i razy, a efekty wielokrotnie przypisywane są komu innemu. Choćby dziś stan warszawskiej sieci dróg rowerowych będzie kojarzony z kolejnymi rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz czy może nawet Rafała Trzaskowskiego, choć prawdopodobnie nie budowaliby oni tylu dróg rowerowych, gdyby nie Warszawska Masa Krytyczna oraz związane z nią Stowarzyszenie Zielone Mazowsze. Stowarzyszenie, w którym pracowałem 13 lat, od roku 2004 pisząc pisma, spotykając się z przedstawicielami władz, konsultując różne rozwiązania i… przełamując opór.
Największym osiągnięciem, które mogę w bardzo dużej mierze przypisać swojej działalności w zespole Stowarzyszenia Zielone Mazowsze, to wybudowanie drogi rowerowej w ulicy Puławskiej od Domaniewskiej do Dolnej w roku 2008. Można powiedzieć, że droga rowerowa i tak by powstała, ale powstała w takim, a nie innym kształcie, bo ją wspólnie z miastem projektowaliśmy. W szczególności włączenie drogi rowerowej w jezdnię przy ulicy Dolnej zostało zaprojektowane przeze mnie i było pierwszym tego typu rozwiązaniem w Warszawie. Ile razy jadąc rowerem po mieście musicie się zastanawiać, dokąd i jak dalej jechać, bo droga rowerowa się kończy. Na Puławskiej przy Dolnej nie musicie, bo bezpiecznie droga rowerowa przechodzi w pas ruchu dla samochodów. Pas w dużej mierze do dziś niepotrzebny, bo przed Dolną przy budowie drogi rowerowej zwężono Puławską właśnie o jeden pas. Rozwiązanie to trzyma się już 14 lat.
Drugim największym osiągnięciem mojej warszawskiej działalności jest przejście naziemne przez ulicę Emilii Plater przy Dworcu Centralnym. Można pewnie by utyskiwać, że było to jedynie spełnienie zapisów planu zagospodarowania przestrzennego okolic Pałacu Kultury i Nauki powstałego w roku 2006 oraz uchwalonego w 2010 roku. Ale nie spełniłyby się te zapisy, gdyby nie czujność obywatelska. Podczas remontu ulicy Emilii Plater w roku 2010 przejścia dla pieszych nie utworzono. Jednak zaraz potem przyszedł czas na remont przejścia podziemnego po ulicą i wtedy powstało tymczasowe przejście dla pieszych, które dzięki kilku miesiącom aktywistycznej pracy, happeningów i apeli udało się zachować już na stałe ku pożytkowi milionów osób, które tam przechodzą przez ulicę każdego miesiąca. Dziś wytyczanie naziemnych przejść dla pieszych w Śródmieściu jest już dla wielu oczywiste, bo udało się pod tym względem ucywilizować nawet Rondo Dmowskiego czy Rondo Czterdziestolatka, choć kiedyś na jedno wspomnienie o takim pomyśle w przestrzeni publicznej ujadaniu przeciwników nie było końca.
Kamyczkiem, które wywołało moje wspomnienie było wczorajsze przejście – po raz pierwszy w życiu, schodami w górę z peronów Dworca Gdańskiego na wiadukt ulicy Mickiewicza nad torami kolejowymi tego dworca. Wraz ze Stowarzyszeniem Zielone Mazowsze położyliśmy fundament pod to rozwiązanie. W przestrzeni publicznej zapewne pozostały jeszcze ślady zębów i pazurów tych, którzy stowarzyszenie chcieliby zjeść na śniadanie za skierowanie odwołania do sądu w sprawie rozbudowy tego wiaduktu nad torami. Ale właśnie to odwołanie spowodowało, że miasto usiadło z naszym zespołem do poważnych rozmów, podczas których podpisaliśmy porozumienie, w którym postulat wybudowania takich schodów z peronów dworca na przystanki na wiadukcie został opisany. Dziś takie schody są, a Dworzec Gdański okazuje się bardzo przydatny, bo kolejarze dziś remontują Dworzec Zachodni, a za chwilę prawdopodobnie całą kolejową linię średnicową i tymi schodami będą chodzić tłumy ludzi.
Ci, którzy dziś w pocie czoła przygotowują projekty do budżetów obywatelskich mogą się dziwić, że opisane powyżej rozwiązania trzeba było wyrywać lwu z gardła. Myślę, że również dziś lew nie chodzi głodny, bo budżety obywatelskie nie dadzą nam wszystkiego. Zresztą wtedy też nie byliśmy w stanie wywalczyć wielu rzeczy, które dziś ewidentnie okazałyby się lepsze niż rozwiązania, które wdrożono. To nikt inny jak Stowarzyszenie Zielone Mazowsze, a osobiście ja, w 2004 roku, przemykałem dniami i nocami po pociągach kursujących przez okrytą sławą miejscowość Końskie, aby policzyć pasażerów i wykazać, że linia kolejowa nie musi być zamknięta. Pamiętam jak dziś docinki pomstujących na ekologów kolejarzy. Do dziś, mimo programu kolej plus, pociągi po tej linii nie kursują, a chciałoby się by było inaczej. To także my zablokowaliśmy w 2005 Marszałkowską przy Placu Zbawiciela domagając się, aby utworzyć na niej jeden pas ruchu dla samochodów zamiast utrzymania dwóch. Dziś nadal technicznie są na tej ulicy dwa pasy ruchu, choć w praktyce wystarczyłby jeden.
Trochę odwagi i świat jest nasz! A potem zostają wspomnienia... i bolące plecy.