Od tygodnia wojewoda mazowiecki szukał zaczepki z prezydentem Warszawy. Na początek w prasie pojawiła się informacja ostrzegająca Warszawiaków, że od początku roku szkolnego mogą spodziewać się tego, iż miasto będzie zakorkowane. Dla urodzonego Warszawiaka żadna to nowina, wszak miasto korkuje się już od rządów SLD, przez rządy PiS po PO. Wojewoda sugerował, że jest to winą obecnego prezydenta, który zaplanował zbyt wiele prac budowlanych w jednym czasie i nie słuchał doskonałych rad wojewody – jakich, tego niestety do dziś nie poznaliśmy. Prezydent Warszawy całkiem słusznie zignorował te zaczepki, bo remonty i korki w Warszawie były, są i będą.
Szczęśliwie dla wojewody (a może było to za przyczyną jego proroctwa?) w środę 30 sierpnia – zwykle to przedostatni dzień wakacji - Warszawa zakorkowała się. Przyczyną korków był długotrwały ulewny deszcz trwający od poranka do wczesnego popołudnia, który zalał m.in. Trasę S8 na najbardziej obleganym w Polsce odcinku tej drogi krajowej – przejściu przez Marymont Potok. Samochody w ilości setek tysięcy zamiast trzypasmową drogą ekspresową musiały się rozlać na znacznie węższe lokalne drogi miejskie.
Szybko zaczęła się korespondencja toczona za pośrednictwem prasy między prezydentem, a wojewodą. Taki to był mniej więcej dialog:
Wojewoda – Panie prezydencie? Jak to jest, że zakorkowała się trasa S8 w Warszawie, choć deszcz zgodnie z ustaleniami IMGW nie był wcale nadzwyczajny?
Prezydent – Panie wojewodo – zalanie Trasy S8 to nie jest domena moich działań. Trasą na terenie miasta wciąż zarządza Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, instytucja krajowa.
Wojewoda – Ale Panie prezydencie? Jak to jest, że Trasa S8 w Warszawie jest zalana, Warszawa się korkuje, a Pan przebywa na spotkaniu w Olsztynie.
Prezydent – Panie wojewodo – tak się składa, że wszystkie służby miejskie wiedzą co mają robić, mimo iż mnie w Warszawie nie ma. Poleciłem im działać, więc działają.
Wojewoda – Ale Panie prezydencie? Dlaczego warszawska kanalizacja nie nadąża z odbiorem wody ze stosunkowo przeciętnego w swojej wielkości deszczu?
Prezydent (ustami dyrektora przedsiębiorstwa kanalizacyjnego w Warszawie) – Panie wojewodo – pod Trasą S8 GDDKiA zbudowała zbiorniki na wodę deszczową, które powinny pomieścić wodę z takiego deszczu. Warszawskie wodociągi odbierają wodę z tych zbiorników, ale być może teraz okazały się one za małe.
I tak sobie dumają za publicznie pieniądze, podczas gdy gołym okiem widać, że w chwili obecnej (ani też historycznie) nikt tu nie zawinił – może z wyjątkiem deszczu.
Nie zdziwiłbym się, gdyby z Trasą S8 dwa dni temu nie było podobnie jak z zalaniem Gdańska w 2015 roku. Przypominam, że od 2001 roku miasto Gdańsk budowało system zbiorników wodnych, które miały ochronić miasto przed ponownym katastrofalnym opadem. W 2014 roku system ten był już gotowy i zastanawiano się czy warto go dalej rozbudowywać. Jednak w 2015 roku wystąpił dzień, w którym opad nie był już wynikiem pogody jaka mieści się w klimacie określonym na podstawie badań sprzed 2001 roku. Maksymalny opad wtedy określono na ok. 80 mm/m.kw. Opad z 2015 roku był wynikiem pogody przetworzonej w wyniku zmiany klimatu i wyniósł ponad 130 mm/m.kw. Gdańsk był przygotowany na opad znacznie mniejszy i ponownie został zalany.
Czy takie, związane z klimatem ustalenia zostaną poczynione także w przypadku Trasy S8 sprzed dwóch dni? Na pewno nie w takim klimacie politycznym. Do opartych na faktach ustaleń bowiem potrzebne są działania specjalistów, techników i naukowców. Do tego potrzebne są obiektywne ustalenia dotyczące tego jak chronologicznie przebiegało całe zdarzenie, kiedy zaczęło padać i jak silny był opad w każdej kolejnej minucie, kiedy dokładnie trasa zaczęła tonąć i co wtedy działo się z poszczególnymi elementami kanalizacji. Takie ustalenia znam z Gdańska, z takimi ustaleniami spotkałem się wcześniej w sprawie zalania brytyjskiego miasteczka Boscastle. Ale tam agencje rządowe wydają się działać w znacznym oddaleniu od wpływów politycznych i robią co do nich należy, a nie raporty na polityczne zamówienie.
Moim marzeniem z okresu realizacji projektu ADAPTCITY było, aby każdy taki epizod – ulewnego deszczu, nadzwyczajnego wiatru, powodzi, na który reagować musiały służby kryzysowe – był po swoim zakończeniu chronologicznie odtwarzany i analizowany pod kątem tego, co było dobrze, a co poszło nie tak. Wszystko z dala od politycznych połajanek byłoby zebrane w obiektywnych raportach niosących potrzebną do lepszego zarządzania miastem wiedzę. Ale teraz politycy chcą pokazać, że znają się na wszystkim. Szkoda, że w efekcie nie możemy spokojnie uczyć się na własnych historiach.