W niektórych filmach kryminalnych lub dramatach obyczajowych zdarza się obejrzeć następującą scenę. Bohaterowie zostawiają swoją ofiarę nieprzytomną w zamkniętym garażu, gdzie wciąż pozostaje na chodzie silnik samochodu. Policja odnajduje taką ofiarę martwą stwierdzając, iż przyczyną zgonu było zatrucie spalinami samochodowymi. Na masową skalę mamy do czynienia z takim postępowaniem w dużych polskich miastach, z tą jednak różnicą, że stężenie spalin samochodowych pozostaje w miejskim powietrzu mniejsze niż w zamkniętym garażu. Efektem tego są tylko nieco mniejsze konsekwencje takiego postępowania u mieszkańców naszych miast: przewlekłe choroby płuc, długotrwałe alergie i rak. Tylko na leczenie raka płuc w Polsce wydajemy 3,3 mln złotych rocznie.
Hodujemy sobie tego raka, ponieważ nasza polityka transportowa pozostaje nieczuła na efekty zdrowotne i środowiskowe jakie przynoszą spaliny samochodowe. A te są niewiele mniejsze niż bierne palenie papierosów, które udało się z już w przestrzeni publicznej w Polsce dość skutecznie wyeliminować. Dziś pozostało nam bierne wdychanie spalin. Spalin jednak nie emitują wszyscy, podczas gdy wdychanie dotyczy wszystkich. Jest więc sprawą oczywistą, że kosztem niewielu można uratować znacznie więcej. Dlatego warto by było wdrożyć rozwiązania, które spowodują ograniczenie użytkowania samochodów emitujących najwięcej spalin. Na przykład „podatek od posiadania pojazdów spalinowych, który jest skorelowany z emisjami dwutlenku węgla i tlenków azotu z pojazdu”*. To znacznie mniej dokuczliwe, niż całkowity zakaz rejestracji takich pojazdów, a jednak dzisiejszy polski rząd chce się z niego wycofać rakiem.
Skąd ten rak?
Pierwszy strzał mógłby wieść w kierunku polityki przez małe „p”. Wprowadzenie takiego podatku zatwierdzone zostało przez poprzedni rząd, który „nie był naszym rządem” i w stosunku do którego byliśmy w opozycji, więc teraz mówimy po prostu „nie”. Jednak mało to przekonujące, bo można było w ten sposób zawetować jeszcze wiele kamieni milowych KPO, ale tego nie uczyniono.
Dlatego zaryzykuję bardziej śmiałą tezę. Partia użytkowników samochodów w Polsce ma się coraz lepiej. Co więcej partia ta rośnie w siłę i w dodatku pasie się na funduszach pochodzących z tego samego źródła, które z drugiej strony chce wprowadzenia takiego ekologicznego podatku. Tak – liczba użytkowników samochodów w Polsce rośnie ze względu na fundusze europejskie. W lata 2004-2020 wydano na budowę dróg w Polsce ponad 100 mld złotych. W efekcie długość dróg szybkiego ruchu i autostrad powiększyła się ponad 8-krotnie. Wielu ekspertów twierdzi, że autostrady przynoszą korzyści z postaci mniejszej emisji spalin, hałasu i strat czasu w postaci korków drogowych. Ja jednak twierdzę, że program budowy dróg i autostrad w Polsce to rak, który toczy nasz system transportowy i nie pozwala mu wejść w tryb zrównoważony.
Fakty są nieubłagane. Dzięki budowie większej ilości dróg ruch drogowy rośnie. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad chwali się tym nieprzerwanym od lat wzrostem ruchu na swoich stronach internetowych. A skoro tak, to sumaryczne emisje spalin i hałasu rosną razem z nim. W 1999 roku zrobiliśmy prognozę emisji gazów cieplarnianych z transportu w wariancie maksymalnej rozbudowy dróg w Polsce i prognoza ta sprawdziła się (strona 56). Emisje te nieubłaganie rosną także w miastach, bo przecież skądś te samochody wyjeżdżają i dokądś zmierzają, a nie krążą w jedynie sobie znanym celu jedynie po autostradach. Szczególnie narażone na zgubny wpływ autostrad są takie miasta w Polsce jak Warszawa czy Katowice – gdzie odcinki budowanych za fundusze europejskie dróg szybkiego ruchu zdecydowano się wybudować niemalże w centrum. Stężenia tlenków azotu w tych miastach, a oprócz nich także Krakowie i Wrocławiu, już zaczynają bić poziomy dopuszczalne prawem ze względu na zdrowie ludzi.
Co więcej, budowa dróg powstrzymuje wysyłających towary przed transportem ich do swoich odbiorców za pomocą innego rodzaju taboru, np. znacznie mniej groźnej dla zdrowia kolei. W 2023 roku Wuppertal Institute pokazał raport, w którym podsumował wydatki krajów europejskich na drogi i kolej w latach 1995-2020 i zestawił te wydatki z efektami. Okazało się, że w tym okresie sieć autostrad w Europie wydłużyła się o 60%, a sieć kolejowa skurczyła się o 6,5%, czyli o prawie 16000 km. Cierpią na tym głównie mniejsze społeczności lokalne, które tracą możliwość taniego podróżowania po swoich regionach i krajach transportem publicznym. Takie właśnie efekty niszczące dla transportu publicznego zaobserwowano także podczas realizacji inwestycji transportowych w okresie finansowania unijnego 2007-2013.
Efektem tego jest coraz większa liczba osób, które nie mają innego wyboru – muszą używać samochodu na co dzień, choćby nawet tego nie chciały. I na nieszczęście także w tym działaniu wspiera ich wspólny europejski rynek, na którym Unia Europejska nie postawiła żadnych barier wobec handlu używanymi pojazdami. Wciąż bowiem można bez żadnych przeszkód wysyłać w ramach Unii Europejskiej z jednego kraju do innego samochody używane bez żadnych ceł i podatków – nawet związanych z ich emisją. W efekcie obywatele krajów, gdzie długość autostrad w ostatnim czasie rosła w ekspresowym tempie, m.in. z Bułgarii, Rumunii, Węgier, Polski, sprowadzili rekordowe ilości starych pojazdów, bo były po prostu bardzo tanie. To one jeżdżą teraz po tych nowych autostradach oraz po miastach, gdzie przekraczane są normy stężenia spalin.
Środki na raka
Tak oto sama Unia Europejska wyhodowała sobie raka, którego chce się teraz leczyć podatkiem od samochodów spalinowych naliczanym w tym większej wysokości, im wyższa emisja spalin z pojazdu. Być może Polski rząd przestraszył się także tego podatku, gdyż sądzi, że musi to być jakaś nowa danina. Ale wydaje się, że wcale nie. Prawdopodobnie wystarczy zmodyfikować jedynie obecne opłaty za rejestrację pojazdów tak, aby uwzględniały różnicę w emisji pomiędzy wielkim pojazdem typu SUV oraz mniejszymi pojazdami. Innych możliwości zmian opodatkowania pojazdów spalinowych w Polsce jest jeszcze kilka – proponuje je np. organizacja Transport&Environment (ale autorzy pochodzą z Polski). Wasze warto pamiętać, że w Polsce opodatkowanie transportu drogowego jest jeszcze o wiele niższe od wartości (wykres na stronie 7), które sugerowałyby wycenione w sposób rynkowy szkody powodowane generowanym przez niego zanieczyszczeniem.
Rak, raz po raz
Jako zawzięty felietonista Jeremy Clarkson** – długoletni brytyjski dziennikarz motoryzacyjny – w niemal co drugim swoim tekście wypominał środowiskom ekologicznym popełnione przez nie błędy w zakresie ochrony klimatu przed spalinami z silników diesla. Jeszcze bowiem na początku XXI. wieku środowiska ekologiczne proponowały preferencyjne opodatkowanie na rzecz samochodów z napędem Diesla, ponieważ po prostu spalają mniej paliwa na 100km, niż pojazdy benzynowe, a więc emitują mniej dwutlenku węgla. Późniejsze wyniki badań naukowych pokazały, że ze względu na emisję pyłów Diesel jest gorszy dla klimatu niż każdy inny napęd. A zatem ekolodzy zaczęli postulować niekorzystne opodatkowanie pojazdów z silnikami Diesla. Jednak stało się to – według Jeremiego Clarksona – dopiero wtedy, gdy już wszyscy sobie takie pojazdy kupili. Jak więc tu zatem się na ekologów nie burzyć?
Teraz ja, jako zawzięty felietonista, powinienem zacząć wypominać Unii Europejskiej raz za razem, jak to zakaziła nas rakiem autoholizmu, aby potem próbować nas z niego wyleczyć. Tymczasem my w tej sytuacji poczuliśmy się doskonale, bo – taka jest nasza psychologia – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia (strona 137). Wszak w niejednym samochodzie jest dziś klimatyzacja i filtr powietrza. Na drzewo zatem z rakiem płuc, ochroną klimatu, świeżym powietrzem, a samochody niech będą bez podatku.
* oryginalna pisownia opisu kamienia milowego z dokumentu Krajowy Plan Odbudowy.
**przy okazji warto wspomnieć kilka słów Jeremego Clarksona z 2015 roku na temat samochodów typu SUV: "Mam awersję do tzw.: SUV-ów z wyjątkiem tych, których serdecznie nie cierpię. Nie pojmuję, dlaczego ktoś chce jeździć samochodem wolniejszym, droższym i bardziej paliwożernym od normalnego kombi czy sedana. Przecież to czysty idiotyzm."