PL   |   EN

Gdzie są te dzieci?

Gdzie są te dzieci?
Z wielu plakatów w Polsce od prawie miesiąca patrzą na nas dwie sympatycznie dziewczynki, których zdjęcie sąsiaduje z danymi o spadającej dzietności polskich rodzin w latach 50. 80. i dziś. Zdjęcie opatrzone jest pytaniem: „Gdzie są dziś te dzieci?”. Politycy już zaczęli sobie wykrzykiwać własne odpowiedzi, ale właściwa odpowiedź ma niewiele wspólnego z polityką.

Nauka

Odpowiedź na to pytanie już dawno dała nauka, a dzięki internetowi mamy ją w zasięgu ręki w wielu różnych formatach. Kto woli bardziej tradycyjny format może sięgnąć po podręcznik z geografii albo w dla bardziej zaawansowanych z demografii. Kto sprawnie posługuje się internetem niech wstuka w wyszukiwarkę internetową hasło „fazy rozwoju demograficznego”. Dla bardziej zaawansowanych w wyszukiwaniu polecam filmy na Youtube ze świetnymi grafikami i opowiadaniem prowadzonych przez Hansa Roslinga. 

Wszystkie kraje, cała populacja ludzi, a nawet inne gatunki żyjące na Ziemi (a może nawet poza nią!) podlegają zależności pomiędzy dzietnością a poziomem bogactwa, a przede wszystkim opieki zdrowotnej, określonej w 1929 roku przez Warrena Thompsona. Co ciekawe zależność ta występuje także niezależnie od wyznawanych religii, czy wielu innych czynników, które moglibyście kojarzyć ze stymulacją lub hamowaniem przyrostu liczby ludności. 

Więcej nauki

Zauważył on, że kiedyś też w wielu miejscach świata liczba ludzi nie przyrastała, ale było to spowodowane tym, że wiele dzieci się rodziło, ale też wiele umierało. Była to faza I rozwoju demograficznego. Potem w niektórych krajach rozwój wiedzy i techniki – głównie medycznej, sprawił, że znacznie więcej dzieci zaczęło przeżywać i dożywać późniejszych okresów życia, co spowodowało przy utrzymującej się wysokiej dzietności szybki przyrost populacji. Była to faza II rozwoju demograficznego. Jeśli wiele osób przeżywa okres dojrzewania i wchodzi w dorosłość, to stopniowo spada liczba urodzeń dzieci i tym objawia się III faza rozwoju demograficznego, w którym nadal populacja kraju rośnie. W końcu powinna pojawić się nowa równowaga stabilizacji przyrostu liczby ludności, gdzie liczba urodzeń jest niska, ale liczba zgonów w pierwszych fazach życia także. To IV faza rozwoju demograficznego. 

Fazy te czasem są zburzone przez różne nadprogramowe wydarzenia związane ze środowiskiem życia, np. wojny, po których zwykle dzietność gwałtownie rośnie, ale nadal jest to powiązane z wysoką liczbą zgonów, które przyniosła wojna. Do dziś stwierdzono już ponad wszelką miarę, że przeszło przez wszystkie te fazy większość krajów świata, a więc populacja ludzi na Ziemi będzie ulegała stopniowej stabilizacji. Zupełnie jak każdy inny gatunek, co do którego biolodzy, czy też właściwie ekolodzy (naukowcy!) stwierdzą, iż napotkał opór środowiska – powiedzmy to, skończyły mu się zasoby do reprodukcji. Jak na tym teoretycznym tle sytuuje się Polska?

Mrzonki...

Pomijając okresy wojenne już w latach 50 XX. wieku byliśmy już w schyłkowej II fazie rozwoju demograficznego przedłużonej wydarzeniami II wojny światowej. W latach 80. XX wieku na dobre trwała już III faza rozwoju demograficznego, a w zasadzie chyliła się już ku końcowi. Już od lat 90. jesteśmy w IV fazie rozwoju, a więc należy oczekiwać, że dzietność będzie zmieniała się cyklicznie wokół wartości uznawanej za poziom zastępowalności pokoleń – 2,1 dziecka na 1 kobietę w życiu. Także poziom dzietności z lat 50 czy 80. XX wieku raczej jest już dla Polski nieosiągalny. Wspomniany we wstępie plakat, czy też raczej sugestia jego twórców, że możemy wrócić – najlepiej na stałe - do poziomów dzietności sprzed 1990 roku, przy względnie stabilnych warunkach ekonomicznych, politycznych i społecznych jest mrzonką. Ale wolę takie plakaty, niż partwe płody!

Natomiast to na co warto zwrócić uwagę, to fakt, że jesteśmy w całkowitym dołku w zakresie wskaźnika dzietności, ale w perspektywie 10-20 lat wskaźnik ten powinien się podnieść ponad poziom zastępowalności pokoleń, a potem za 10-20 lat znów spaść i to zapewne nawet niezależnie od tego co zrobią nasi politycy. Daleki jednak jestem od stwierdzenia, że politycy nie mają w tym zakresie wiele do powiedzenia, bo mają. Mogliby przejść nad liczbą rodzących się dzieci do porządku dziennego, ale ich działania mogą prawdopodobnie przyspieszyć lub spowolnić prędkość wahań wskaźnika dzietności względem wartości zapewniającej zastępowalność pokoleń. A zależy im na tym z dość prozaicznego powodu. 

...oraz budżet

Budżet ZUS się nie spina i to wcale nie dlatego, że przez inflację wiele produktów będzie kosztowało już za chwilę 10zł. Jednak to już temat na całkiem inną historię. 

 

Tagi

Stworzone przez allblue.pl